..a więc tak wszystko zaczęło się 29.07.2013 o godz. ok 1:30 w nocy -
zaczęły mnie męczyć skurcze - początkowo słabe , a więc znośne....nocka
oczywiście była z głowy rankiem skurczę nadal nie ustawały a z czasem
przybierały na sile od jakiejś godz.12 były już regularne seriami
np.kilka co 8min co 6min co 4min a nawet co 2,5min....postanowiłam ,
więc doprowadzić się do porządku

wzięłam prysznic umyłam głowę , wysuszyłam , wyprostowałam włosy

dopakowałam torbę...zjadłam co nie co i o 16 pojechaliśmy na
porodówkę.....Izba przyjęć koszmar skurcze coraz silniejsze a Ci mi
głowę papierologią zawracali wrrr no , ale nic przyjęli mnie na
oddział...najpierw badanie ginekologiczne w celu spr. rozwarcia - wyszło
, że rozwarcia brak!!! później podłączyli mnie pod ktg leżałam tak
chyba z godzinę ze skurczami coraz to silniejszymi....następnie wzięli
mnie na usg - tam wyszło , że mały ma wagę 3300 < taa dobre ledwo
2910 miał hehe:) >....po usg wzięli mnie na porodówkę i zaczęła się
jazda....najpierw lewatywa...potem skakanie na piłce....nic nie pomogło
co jakiś czas podłączali mnie pod ktg....mój M czekał wytrwale 5,5h pod
porodówką!! nic mu nie mówili a biedak się męczył ehh.....a ja tak
leżałam i się zwijałam z tych skurczów....brrr ok godz 21:30 < tak mi
się bynajmniej zdaję , że o tej porze to było > wpuścili M do mnie i
stwierdzili , że akcja porodowa się dziś nie zacznie i , że M może
jechać do domu a ja mam iść spać - dali mi jakiś proszek i myśleli , że
bd mnie mieć z głowy .... ale nie ma tak lekko...M pojechał do domu <
mamy ok.20km do szpitala>...przed pójściem " spać" położna
stwierdziła , że sprawdzi jeszcze tętno maluszka...jak odpaliła maszynę
to aż zamarła zaczęła zwoływać personel....a ja cała się trzęsłam co
się dzieję....nic mi nie mówili w ciągu kilku sek. było w kolo mnie masa
ludzi każdy mi coś robił....tu cewnik tu coś tam koszmar...kazali mi
szybko dzwonić po M....< biedak ledwo dojechał do domu a już wracał
jak poparzony> - na szczęście dojechał w całości - później mi mówił ,
że pędził jak szalony...-zdążył w ostatniej chwili.....o godz.22:05
przez cc przyszedł na świat Nasz ukochany synek OLIVIER - waga 2910g
wzrost 50cm....tatuś " zajął" się synem a mnie przez kolejne 45min
zszywali....<swoją drogą te znieczulenie miejscowe nie zbyt dobre jak
dla mnie- lekarze szyjąc mnie rozmawiali sobie o wakacjach

- jeden był na Teneryfie drugi jedzie do Włoch...ahhh mogłam sobie
pomarzyć:)....po tym jak mnie zszyli przewieźli na sale pooperacyjną i
dali synka na pierś:) leżał tak na mnie z godzinkę

czułam się spełniona i prze szczęśliwa
później mi go zabrali i M też pojechał do domu...w nocy nie mogłam spać
znieczulenie mega mocne:) nie czułam nic od pasa w dół przez jakieś
10h:).....po 12h kazali mi wstać z łóżka i iść się wykąpać pod okiem
położnej...oj nie powiem hardcor ze wstaniem nie ziemski

- mamuśki po cc wiedzą o czym mówię - szybkie wstanie jest nie
realne....ale z dnia na dzień było coraz to lepiej:) synuś był ze mną
cały czas 24h na dobę....początkowo były problemy z dostawieniem do
piersi ale potem patent z "oszukaniem" synka i wstrzyknięciem strzykawką
mleka podziałał i mały łapał cyca....ale długo nie było kolorowo chyba
po 2 dniach miałam już mega poranione brodawki i karmienie było tak
bolesne ze aż strach pomyśleć....no ale zaciskałam zęby i karmiłam ze
łzami w oczach....po 5dniach wróciliśmy do domu...i tam stwierdziłam
dnia następnego , że daję spokój cycką na jakiś czas i zakupiłam laktator
najtańszy jaki mieli < ręczny > męczyłam się z z nim 2 dni i
brodawki wyzdrowiały a mały zaskoczył mamusię i po tej przerwie bez
problemu i pomocy strzykawki łapie pierś....
Cesarka zrobiona na szybciora - powód spadające tętno i ułożenie twarzyczkowe.... powiedziano mi , że i tak bym nie urodziła naturalnie....
to chyba na tyle moich przygód szpitalnych:)
P.S malutki jest grzeczniutki :) w dzień ładnie śpi nocą w sumie też ale przed naszym położeniem się spać daje nam koncerty i męczy go czkawka...wyczytałam , że na czkawkę najlepiej rozśmieszyć bobasa :) - sprawdziło się także dziennie wieczorem udajemy z M głupa by rozśmieszyć małego:)
hmm co by tu spsocić:)
.....taki widok zastałam dziś z rana mamy syna wędrownisia:) - gdyby nie kołderka w nogach pewnie poszedłby dalej....:)